czwartek, 1 marca 2012

"Poziom pierwszy"

«Zajęcia w Akademii Języka imienia Leonarda da Vinci, gdzie pięć razy w tygodniu po cztery godziny dziennie będę się uczyć włoskiego, zaczynają się dzisiaj. Jestem tym bardzo podniecona. (...) Już wieczorem przygotowałam sobie ubranie, tak jak zrobiłam to dawno temu  przed pierwszym dniem w pierwszej klasie, z półbutami z lakierowanej skóry i nowym pudełkiem na lunch. Mam nadzieję, że nauczyciel mnie polubi.Pierwszego dnia w Leonardzie da Vinci wszyscy przechodzimy test, na którego podstawie odbędzie się przydział do grup o odpowiednim poziomie. Kiedy tylko o tym usłyszałam, natychmiast zaczęłam się martwić, by nie zakwalifikowano mnie na poziom pierwszy; to byłoby upokarzające, zważywszy na fakt, że już miałam za sobą cały semestr nauki włoskiego w wieczorowej szkole dla rozwódek w Nowym Jorku i że spędziłam lato, ucząc się na pamięć słówek ze specjalnych kart, i że już od tygodnia byłam w Rzymie i ćwiczyłam włoski w kontaktach osobistych, rozmawiając nawet ze staruszkami o ozwodzie. 
Rzecz w tym, że nie wiem, ile jest tych poziomów, ale ledwie usłyszałam słowo poziom, postanowiłam, że muszę się dostać na poziom drugi... co najmniej.





Leje więc dzisiaj jak z cebra, a ja przychodzę do szkoły wcześniej (jak zawsze to robiłam...  idiotka!) i przystępuję do testu. Jest taki trudny! Nie mogę przebrnąć nawet przez jedną dziesiątą! Uczyłam się już włoskiego, znam dziesiątki włoskich słów, ale oni nie chcą nic z tego, co znam. A potem jest egzamin ustny, jeszcze gorszy. I ta chuda włoska nauczycielka, która mnie przepytuje i moim zdaniem mówi o wiele za szybko, i powinno mi iść znacznie lepiej, niż idzie, ale jestem tak zdenerwowana, że popełniam błędy, których już nie powinnam popełniać. (...)
Wszystko jednak kończy się dobrze. Chuda nauczycielka przegląda mój test i wybiera dla mnie poziom nauki: DRUGI!


Zajęcia zaczynają się po południu. Idę więc na lunch (pieczona cykoria), potem wracam do szkoły, z wyższością mijam wszystkich uczniów z poziomu pierwszego (którzy naprawdę muszą być molto stupido) i wchodzę na swoje pierwsze zajęcia. Z równymi sobie. Tyle, że bardzo szybko staje się oczywiste, że nie dorównuję im i że nie powinno mnie tutaj w ogóle być, bo poziom drugi jest nieznośnie  trudny . Mam uczucie, jakbym próbowała pływać, ledwo-ledwo utrzymując się na  powierzchni. (...) Nauczyciel, chudy facet (dlaczego nauczyciele tutaj są tacy chudzi? Nie ufam chudym Włochom) za szybko rwie do przodu, opuszcza całe rozdziały książki, powtarzając:  „To już znacie, tamto już wiecie...” i  z szybkością karabinu maszynowego prowadzi konwersację z moimi najwyraźniej biegłymi w tym kolegami. (...) Ledwie lekcja się kończy, a ja wybiegam na trzęsących się nogach i niemal we łzach pędzę do biura, gdzie bardzo czystą angielszczyzną błagam, żeby przenieśli mnie na poziom pierwszy. Przenoszą. I teraz jestem tutaj. Ten nauczyciel jest pulchny i mówi powoli. Tak jest znacznie lepiej.»




"JEDŹ, MÓDL SIĘ, KOCHAJ - czyli jak pewna kobieta wybrała się do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu wszystkiego" - ELIZABETH GILBERT, Przekład Marta Jabłońska-Majchrzak.



2 komentarze:

  1. Wow :) ale się tutaj wiosennie zrobiło :) widzę, że nie tylko ja postanowiłam coś zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak! Nadszedł czas na małe zmiany:D Podoba Ci się?

    OdpowiedzUsuń

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...