poniedziałek, 4 czerwca 2012

"Wybrali najpiękniejszy z lokalnych dialektów i nazwali go językiem włoskim"




«(...) Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć, że kiedyś w Europie panował harmider niezliczonych, wywodzących się z łaciny dialektów, które stopniowo, w miarę upływu stuleci, ukształtowały się w kilka odrębnych języków  - francuski, portugalski, hiszpański, włoski. Sposób, w jaki odbyło się to we Francji, Portugalii i Hiszpanii, można określić mianem ewolucji organicznej: dialekt najbardziej znaczącego miasta był stopniowo przejmowany przez cały region. Tak więc to, co dziś nazywamy francuskim, jest naprawdę pewną wersją średniowiecznego paryskiego. Portugalski to w zasadzie lizboński. Hiszpański, to w istocie madrileno - madrycki.
Z włoskim było inaczej


Jedna z zasadniczych różnic wynikała z tego, że Italia bardzo długo nie była nawet państwem. Zjednoczenie nastąpiło późno (zapoczątkowane w 1861 roku); do tamtego czasu był to po prostu półwysep opanowany przez butnych miejscowych książąt albo przez innych europejskich władców miast-państw, które toczyły z sobą nieustanne wojny. Kawałki Italii należały do Francji, do Hiszpanii, niektóre części do Kościoła, a jeszcze inne do każdego, kto potrafił zagarnąć miejscową twierdzę lub pałac. (...) Ten wewnętrzny podział oznaczał, że Italia nie tworzyła całości i nie powstał jeden wspólny język. Nic zatem dziwnego, że przez stulecia Włosi pisali i mówili różniącymi się od siebie lokalnymi dialektami (...). W szesnastym wieku zebrała się grupa włoskich intelektualistów i uznała tę sytuację za absurdalną. Ten włoski półwysep koniecznie potrzebował włoskiego języka, przynajmniej w formie pisanej, na którą wszystkim łatwiej byłoby się zgodzić. Zatem zgromadzeni intelektualiści dokonali dzieła bez precedensu w historii Europy; wybrali najpiękniejszy z lokalnych dialektów i nazwali go językiem włoskim. 
Aby odszukać najpiękniejszy z dialektów, jakich kiedykolwiek używano w Italii, musieli sięgnąć dwa stulecia wstecz, do czternastowiecznej Toskanii. Dialekt, który od tej 
pory będzie uważany za właściwy język włoski, to ten, którym posłużył się wielki florencki poeta, Dante Alighieri.





Dante nie napisał swojej  Boskiej Komedii (1321), wizjonerskiego obrazu wędrówki przez Piekło, Czyściec i Raj, po łacinie, miał bowiem poczucie, że łacina jest zdegenerowanym językiem elit i jej użycie w poważnej prozie  „zmieniło literaturę w ladacznicę”, czyniąc narrację uniwersalną, dostępną jedynie za pieniądze, poprzez przywilej arystokratycznego wykształcenia. 


Dante sięgnął więc na ulice, biorąc z nich żywy język, jakim mówili mieszkańcy jego miasta (także Boccaccio i Petrarka). Arcydzieło Dantego należało do dolce stil nuovo, „słodkiego nowego stylu” i wywarło taki sam wpływ na język, jaki kiedyś dzieła Szekspira miały wywrzeć na angielszczyznę okresu elżbietańskiego. Fakt, że o wiele później jakaś grupa intelektualistów o nastawieniu narodowym usiadła i zadecydowała, że język Dantego będzie od tej chwili językiem oficjalnym, można by przyrównać do sytuacji, w której grupa oksfordzkich profesorów siada sobie w dziewiętnastym stuleciu i postanawia, że od tej chwili już na zawsze każdy żyjący w Anglii będzie mówił czystym Szekspirem. 
Co zadziwiające, to się rzeczywiście udało. Dlatego język włoski, jakim mówimy dzisiaj, nie jest ani dialektem rzymskim, ani weneckim (choć były to dwa potężne pod względem wojskowym i ekonomicznym miasta), ani nie do końca toskańskim. W gruncie rzeczy jest on dantejski. Żaden inny europejski język nie ma tak artystycznego rodowodu. I bardzo możliwe, że żaden inny język nie nadaje się lepiej do wyrażania ludzkich uczuć niż ten czternastowieczny dialekt w formie nadanej mu przez jednego z najwspanialszych poetów cywilizacji zachodniej. (...)
Ostatni wers Boskiej Komedii, w którym Dante wyraża swoje uczucia, kiedy dane mu jest oglądać samego Boga, wciąż pozostaje zrozumiały dla każdego, kto zna tak zwany nowoczesny język włoski. Dante pisze, że Bóg jest nie tylko oślepiającym wspaniałością światłem, ale że jest On nade wszystko l'Amor che move il sole e l'altre stelle... „Miłością, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy”


Nie ma więc nic dziwnego w tym, że tak rozpaczliwie chcę się nauczyć tego języka(...)»




"JEDŹ, MÓDL SIĘ, KOCHAJ - czyli jak pewna kobieta wybrała się do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu wszystkiego" - ELIZABETH GILBERT, Przekład Marta Jabłońska-Majchrzak.


1 komentarz:

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...